środa, 14 lutego 2018

Eliksir życia (5)

13.12.2011


Rozdział 5

Ola obudziła się zlana potem. Kolejny koszmar. Coraz częściej ja takie dręczyły. Na dodatek wszystkie były do siebie bardzo podobne: bez szczegółów, z jakimś nieokreślonym poczuciem grozy, nieszczęścia, które, co czuła coraz wyraźniej, zagrażało właśnie jej.
Dzisiejszy sen miał jednak jakieś szczegóły, które utkwiły jej w pamięci. Byli w nim rodzice i jakiś stary dom. Szła za nimi klatką schodową po szerokich skrzypiących schodach, a oni ciągle się na nią oglądali, sprawdzając, czy idzie za nimi.
Ola wstała z łóżka i jak zwykle w takich okolicznościach poszła do biblioteki. Przebywanie wśród książek uspokajało ja.
Wstukała szyfr i powoli otworzyła drzwi. Weszła do środka, usiadła sobie na kanapce i zaczęła podziwiać księgozbiór. Rodzice ostatnimi czasy zdobywali coraz więcej fantastycznych pozycji, aż dziw, że im się to udawało. Mieli niesamowite szczęście w znajdowaniu tych dzieł, ale przede wszystkim w tym, że ludzie Ci decydowali się im sprzedać te okazy. Ola już nie mogła się doczekać, kiedy wreszcie zacznie brać te cuda do ręki i zajmować się nimi jak troskliwa mamusia. Uśmiechnęła się do siebie na tę myśl. Od jakiegoś czasu taki właśnie obraz ja nawiedzał: ona jako opiekunka książek....






                            *                 *                 *
-         Szczęśliwa?
-         Też pytanie! Oczywiście tato!
-         A z czego się cieszysz najbardziej? Z wyróżnienia?
-         Nie, przecież wiesz. Z tego, że już wreszcie będę mogła się zająć książkami.
-         Wiem, córcia. Sama sobie narzuciłaś to ograniczenie, że nic nie będziesz robić, dopóki nie skończysz.
-         Wiem. Całe szczęście, że jednak udało mi się te studia skończyć szybciej niż w te sześć lat, na które to wyglądało. Chyba bym nie wytrzymała!
-         Wiesz, że my nie mielibyśmy nic przeciwko.
-         Wiem. Ale cieszę się, że okazało się, że jednak mam silna wolę i wytrwałam. To w końcu bardzo ważna cecha konserwatora zabytków.
-         Czy teraz już rzucasz tę robotę u księgarzy?
-         To nie są księgarze, tato. Ale tak, rzucam. Już im zresztą o tym mówiłam. Od jutra pracuję u was.
-         U nas, ty moja dorosła mądra córko. A nie korci cię zacząć już dziś?
-         Właśnie się tam wybieram, ale na pewno nie będę nic przestawiać, porządkować, ani nic z tych rzeczy. Może coś obejrzę, może coś poczytam, pomyślę nad różnymi sprawami....
-         To miłego wieczoru z twoimi przyjaciółmi. My z mamą wychodzimy. Być może uda nam się zdobyć ten herbarz, o którym Ci mówiliśmy do naszej kolekcji.
-         Powodzenia – zakończyła rozmowę Ola, myśląc już zupełnie o czymś innym i patrząc w stronę biblioteki.
Prawie nie oddychając weszła do środka. Jak zwykle ogarnęła ją natychmiast chęć dotknięcia każdej książki z osobna i wszystkich naraz. Dziś już mogła to zrobić. Ale przeciągała ten moment. Tak długo na niego czekała, że w jej wyobraźni urósł on już do rangi symbolu równego złożeniu ślubów zakonnych albo jakiegoś rytuału przejścia, teraz nie chciała niczego przyspieszyć.
Posiedziała chwilę na kanapie, jak to robiła każdego wieczoru przez ostatnie kilka lat. Właściwie znała już wszystkie te książki, mogłaby teraz po prostu zacząć je przestawiać i porządkować według swojego zamierzenia. Katalog miała już prawie w głowie. Ale tą pracę postanowiła zacząć jutro. Dziś chciała tylko porozmawiać z książkami, dotknąć, pogłaskać, może wziąć do ręki którąś z nich, która opowiedziałaby jej szczególnie ciekawa historię.....
Ola wstała i powoli podeszła do pierwszej półki. Wyciągnęła rękę i samymi końcami palców zaczęła przesuwać po książkach, od góry do dołu, od prawej do lewej, grzbiet za grzbietem, półka za półką, wklęsłości i wypukłości, tektura, skóra, papier, materiał, tłoczenia, litery, zimno pozłoceń, ciepło rąk poprzedniego właściciela, głuche uderzenia prasy drukarskiej, zapach farby, wilgoci..... krwi.....
Ola odskoczyła jak oparzona od półki. Dotarła właśnie do regałów zawierających najcenniejsze dzieła, zgromadzone zarówno przez babcię Joannę, jak i przez jej rodziców, wraz z dodaną ostatnio piękną XV wieczną Biblią. Miała zamiar dołożyć do tej półki wiele książek w ciągu swojego życia. A teraz coś ją odepchnęło. Jakby się oparzyła, no i ten zapach krwi... dziwne....
Popatrzyła na swoje palce, które jeszcze przed chwilą dotykały grzbietów. Na opuszkach palców widać było wyraźnie nieduże bąble wypełnione płynem, zaczerwienienie rozchodzące się dookoła.
-         Oparzyłam się – pomyślała Ola. Nie znała się za bardzo na medycynie, ale wyglądało na to, że bąble są świeże, a jest to drugi stopień. - Kiedy mi się to stało? Nie pamiętam.... Musiałam się oparzyć wcześniej i nawet tego nie zauważyłam, a teraz kiedy dotykałam książek, coś musiało mnie urazić.... i poczułam. Ale to dziwne, tak czy inaczej. Przecież musiałam dotknąć czegoś gorącego, musiałabym to pamiętać.....
Ola zdecydowała się iść do łazienki i nałożyć coś na palce. Kiedy się oparzyła nie było w końcu aż tak ważne w porównaniu z tym, żeby nie zanieczyściła książek. Należało jak najszybciej wygoić ranki.
Wyszła, zamykając za sobą drzwi.
W ciszy, która nastała w bibliotece, wyraźnie słychać było powolne kapanie. Czerwone krople spadały z półki i z lekkim klaśnięciem upadały na posadzkę u stóp regału, ale w pomieszczeniu nie było już nikogo, kto przyglądałby się temu. Ani też nikogo, kto skojarzyłby sobie ten widok ze swoim snem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Możliwość komentowania została zablokowana ze wzglądu na zawieszenie działalności tego bloga. Zapraszam na mój drugi blog Karkonosze moja miłość - wystarczy kliknąć w obrazek z tym tytułem po lewej stronie.

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.