piątek, 9 lutego 2018

Wykręć 997, proszę

21.02.2010


Pospacerujemy sobie nocą po mieście? Nie? A czemu? Taki spokój i cisza wszędzie panuje. Noc wszystko ładnie ukryje, wszystkie niedociągnięcia i brudy są niewidoczne w tej miękkiej granatowości. Światełka w kilku oknach, ktoś gdzieś jeszcze nie śpi.
Oj. Jaki dysonans. Tak pięknie było, a tu jakieś wrzaski dochodzą z mieszkania na pierwszym piętrze. Jak oni tak mogą zakłócać ciszę w tę cudowną noc. Podejdziemy bliżej?
Słychać płacz kobiety, krzyk dziecka i wrzaski mężczyzny. Najwyraźniej głowa rodziny jest w stanie nietrzeźwym i awanturuje się o coś, co żona zrobiła, czy też nie zrobiła. Skoro już mamy taką możliwość, to zajrzyjmy do środka. 
Mężczyzna szarpie kobietę za ręce, a potem popycha ją z całej siły na łóżko.
-         Ty dziwko! - wrzeszczy. - jak mogłaś z tym palantem iść na herbatę wtedy, kiedy już mnie znałaś! Nie potrafisz w ogóle żyć! Taką krzywdę mi zrobiłaś! A ja myślałem, że jesteś taka dobra! Ty tylko dla innych jesteś dobra, dla mnie nie potrafisz! Wiesz, co ty w ogóle mi tu gadasz? Do koleżanki chcesz iść? Masz mnie! Ja nie mam zamiaru znosić tego, że ty się będziesz z jakimiś k.... spotykać, których mężowie cię całują w rękę, a ty na to pozwalasz! A w ogóle to co taka radosna byłaś jak wróciłaś z pracy, co? Ty to się uśmiechasz tylko wtedy, kiedy mnie nie ma w pobliżu. I zmień wreszcie ten numer telefonu, ja nie potrzebuję, żeby tu dzwonił twój były mąż z życzeniami imieninowymi dla Ciebie! Już dawno powinnas mu była powiedzieć, żeby sp.....! A o tym dzieciaku już zapomniałaś co go chciałaś na plaży do ratownika zaprowadzić? Co? Zgubił się? Ch.... z nim! Moja żona nie będzie jakiś chłopców prowadzała! Jeszcze pewnie za rękę go chciałaś wziąć! A jak mi jeszcze raz powiesz, że Ci szkoda facetów co zgnili w hitlerowskich wiezieniach to cię zabiję! Razem z tym dzieciakiem, co pewnie nie jest w ogóle mój! Trzeba mi było wrzucić ci ta suszarkę do wanny, miałbym już dawno z Tobą spokój i mieszkanie dla siebie!
Kobieta leży, przygnieciona dziewięćdziesięcioma kilogramami nienawiści, ukochany wywrzaskuje przekleństwa prosto w jej ucho, do kompletu rozgniatając jej twarz swoja głową i ściskając z całej siły nadgarstki w rekach rozłożonych na obie strony. Widać, że nie może oddychać. Próbuje coś zrobić, ale nie ma na to szans, jest niższa o 20cm i co najmniej tyle samo mniej waży. Nie mówiąc o tym, że nie ma tyle siły, a poza tym jest przerażona.
Małżonek zamierza się na nią pięścią. Kobieta w ostatniej chwili odsuwa głowę, pięść zsuwa się po boku głowy, z rozdartego od kolczyka ucha zaczyna się sączyć krew. Ale ma jedną rękę wolną. Wyciąga ja do jego twarzy i wbija paznokcie. Odsuwa go w ten sposób na chwile potrzebną do nabrania oddechu.
-         Ratunku! - krzyczy. - Niech mi ktoś pomoże! Policja!
Na tyle starczyło jej oddechu. Zostaje złapana za ramiona i wywleczona z łóżka, a potem rzucona na ścianę. Za  nią pękają oprawione w szkło jej portrety. Ależ była kiedyś piękna.... teraz poobijana, pokrwawiona, przerażona, walcząca o życie, wygląda jak cień tej osoby, zaraz, zaraz, sprzed roku zaledwie? To chyba niemożliwe.... Szkło sypie się z głośnym brzękiem na podłogę,  gdy oprawca, rzuciwszy ją na ścianę po przeciwnej stronie pokoju, tłucze pięścią te, które jeszcze się zachowały. Kobieta próbuje dotrzeć do telefonu, który leży na półce.
-         Policję chcesz na mnie wzywać? Ratunku wrzeszczysz? Kto chcesz, żeby przyszedł, co? Chcesz, żeby mnie ktoś pobił, żeby mnie do wiezienia wzięli? Za co ty mnie tak nienawidzisz?
Telefon, wyrwany z reki, rozbija się na podłodze.
Kobieta nie chce już wzywać policji. Chce tylko, żeby skończył się ten wrzask i bicie, żeby mogła iść przytulić swoje dziecko, skulić się z nim gdzieś na podłodze i poleżeć w spokoju parę godzin, dopóki nie wstanie nowy dzień. Wie, że rano maż będzie udawał idealnego człowieka i martwił się, że ją tak bardzo wszystko boli. Może nawet kupi jej kwiaty, które potem razem z wazonem rozbije jej wieczorem na głowie.
Nie wie, jak się tu znalazła, nie wie, gdzie popełniła błąd, który zamienił jej życie w piekło. Nie wie, dlaczego nikt z sąsiadów nie zadzwonił nigdy na policję, dlaczego nikt nie zareagował chociażby waleniem w ścianę, które być może dałoby katowi do zrozumienia, że ktoś oprócz czterech ścian wie o tym, co się dzieje.
Wie, że chce przetrwać. A może właśnie jutro będzie ten dzień, kiedy coś się zmieni. Może odważy się komuś opowiedzieć co się dzieje, mimo że mąż obiecał zabić ją i wszystkich komu o czymkolwiek opowie? Może ktoś z sąsiadów zdecyduje się zareagować? Może zaryzykuje późniejszy powrót z pracy i pójdzie na policję? Nie, to ostatnie, nie. Za bardzo ryzykowne, będzie następne bicie.
Jeszcze do niej nie dociera, że czy wróci punktualnie czy nie, bicie i tak będzie. Czy się odezwie, czy nie, bicie będzie. Czy poda zupę, czy drugie, bicie będzie. Czy telefon zadzwoni, czy nie. Czy będzie słońce, czy deszcz.
Jakie zakończenie wybierzemy do tej historii? Podoba Ci się takie?:
„W drzwiach pojawia się maż.
-         Mam Cię dosyć, ty k.... - wrzeszczy.
Na kobietę i dziecko spadają ciosy noża. Nie zdążyła nawet krzyknąć.”
Nie podoba Ci się? Tam jest telefon.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Możliwość komentowania została zablokowana ze wzglądu na zawieszenie działalności tego bloga. Zapraszam na mój drugi blog Karkonosze moja miłość - wystarczy kliknąć w obrazek z tym tytułem po lewej stronie.

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.