wtorek, 16 stycznia 2018

Grudzień 2010

28 grudnia 2010
Drodzy czytelnicy!
Nadeszła ta chwila, kiedy muszę się przyznać sama przed sobą i przy okazji przed wami, że … jestem gruba. 
Jak wygląda stan na dziś? Fatalnie. 80kg żywej wagi, nie mieszczę się w prawie żadne ciuchy z butami włącznie, jest mi ciężko się schylić, szybko się męczę, boli mnie kręgosłup i kolana i czuję się z tym bardzo źle. I to nie jest efekt poświąteczny, niestety, gdyby tak było, można byłoby mieć nadzieję, że to wkrótce zwalczę. Ale nie, przez święta jedynie dobiłam do okrągłej cyferki, tyjąc zaledwie pół kilograma.
Już was słyszę z pytaniami „a ile masz wzrostu?” albo stwierdzeniami „trzeba kupić większe ciuchy”. Wszystko świetnie, tylko wiecie, ja przy tym samym wzroście jeszcze niedawno ważyłam 60kg….    A kupowanie nowych ciuchów dla takiego wyglądu zupełnie przestało mnie bawić, zresztą jak przy każdych następnych pięciu kilogramach zamiast nad tym panować będę kupowała nowe ciuchy, to wkrótce będę ważyć tonę i z mieszkania będą mnie wyciągać dźwigiem. Ubraną w żagiel z Daru Pomorza.
Czemu tak jest? No dobrze, zacznę od analizy przyczyn.
jem bardzo dużo
nie ruszam się prawie wcale
W zasadzie wystarczy, to są najważniejsze przyczyny. Jem dużo, bo lubię, potrafię po prostu siedzieć i jeść coś czytając albo oglądając. Sprawia mi przyjemność gotowanie i spożywanie wytworów swojej pracy, lubię też jeść to, co ktoś zrobi albo to, co pysznego przyniosę ze sklepu. A ruszam się mało, bo po pierwsze mi się nie chce, po drugie mam mało czasu, a po trzecie mi się nie chce. Masakra.
W swoim życiu przećwiczyłam już cała masę różnych diet. Byłam na dietach „jedno-produktowych”, typu zupa prezydencka albo same owoce. Nie dałam rady. Próbowałam diety 1000 kalorii, nie powiem, wtedy były rezultaty, ale niestety jakieś krótkotrwałe. Może dlatego, że potem zaczęłam znów jeść na umór. Próbowałam też głodówek, oraz diety rosnącej, czyli stopniowego zwiększania zjedzonych kalorii aż do normalnego poziomu. Też nic nie dało. Może dlatego, że nie potrafiłam powiedzieć „stop” w którymś momencie zwiększania. Na zmniejszenie żołądka nie pójdę, amfetaminy ani extasy brać nie będę, tabletek odchudzających się boję jak ognia. Ale chciałabym znów ważyć koło 60kg…
Przy ostatniej sesji odchudzania powiedziałam sobie, że jak się nie uda, to się nie uda, nie chce mi się więcej odchudzać, jak będę gruba to będę. Na chwilę schudłam, potem zaczęłam znów nabierać wagi, no i nie przejmowałam się tym, zgodnie z tym, co sobie powiedziałam : nie to nie. Ale tak się nie da, przynajmniej w moim przypadku, bo potrafię się doprowadzić do stanu tragediozy. Więc znów się biorę za siebie.
Tym razem mam zamiar wprowadzić zmiany „na stałe”. Jestem już w takim wieku, że muszę pamiętać o swoich kolanach, kręgosłupie, o tym, że przemiana materii mi się zmienia, że nie wszystko już powinnam jeść, a na pewno nie w takich ilościach jak dotąd, że powinnam się ruszać, żeby nadal funkcjonować i dożyć tych 120 lat w dobrym stanie.
Kiedy zacząć? Nie ma w zasadzie dobrego czasu na zaczęcie takiego przedsięwzięcia, ale to też oznacza właściwie, że nie ma też złego czasu. Zawsze będą jakieś święta, wesela, urodziny i tym podobne okoliczności łagodzące. A przecież chodzi właśnie o to, żeby zmienić całość swojego życia bez względu na porę roku, uroczystości i nastrój. Dlatego też myślę, że zacznę po prostu od jakiegoś dnia, który akurat mi przyjdzie do głowy. Co myślicie o dniu dzisiejszym? Będzie w sam raz?
Potrzebny mi plan, wsparcie, dużo silnej woli. Postanowiłam spróbować przy pomocy bloga i Was, drodzy blogerzy. Mam zamiar dzielić się tu z Wami wszystkimi sukcesami i porażkami (których mam nadzieję będzie jak najmniej) na swojej drodze do zdrowego odżywiania się i zdrowego trybu życia. Zaglądajcie, piszcie, wspierajcie!

29 grudnia 2010
No dobrze, zaczęłam – podjęłam decyzję, że trzeba coś zrobić.
Dzisiejszy dzień to będzie ocena sytuacji.
Już się zaczynam bać.
Ale cóż.
Jak się powiedziało „A”, to teraz trzeba będzie przejść przez kolejne litery alfabetu.

29 grudnia 2010
Taaaak.
Waga powiedziała mi „wchodzić pojedynczo” 
Matko, nigdy w życiu nie ważyłam 80 kilogramów….
Pomocy!

29 grudnia 2010
Śniadanie:
mleko : 120kcal
chleb : 250kcal
ser : 72kcal
pasta z tuńczyka : 34kcal
pomidor : 13 kcal
ogórek : 5 kcal

Razem : 474 kcal

To jakbym miała iść na dietę 1000 kcal, to właśnie zjadłam połowę swojego przydziału prawie 


29 grudnia 2010 
Drugie śniadanie:
bułka : 240kcal
masło : 75kcal
plaster białego sera : 104 kcal
jogurt : 120 kcal
banan : 123 kcal
 
Razem : 662 kcal
 
no coraz lepiej, coraz lepiej… teraz się dopiero okazuje, gdzie jest pies pogrzebany. 
pies? a jakiej rasy? 
nie wolno tracić humoru  


29 grudnia 2010 
Obiad :
Zupa: 270 kcal
Kasza : 84 kcal
Hummus : 200 kcal
Marchew : 35 kcal
Dodatki do surówki : 124 kcal
Kompot : 180 kcal
 
Razem : 893 kcal
 
Hmmmm….. a tu jeszcze pół dnia przede mną….

29 grudnia 2010 
Podwieczorek :
ciastko : 285 kcal
Herbata jest bez cukru, to jej nie liczę. I tak jest masakrycznie. A to tylko kawałek drożdżowego przecież. A co by było jakbym chwyciła za moją ulubioną napoleonkę? 

29 grudnia 2010 
Kolacja :
milion kalorii  


30 grudnia 2010 
3170 kcal. 
Musiała minąć cała noc, żebym zebrała się na odwagę i policzyła, ile w końcu wczoraj zjadłam, czyli ile zjadam przeciętnie. 
Ok, trzeba się przyznać do tego, zjadam przeciętnie dziennie ponad 3 tysiące kalorii. Tyle to nawet górnik na przodku nie potrzebuje. 
Stwierdzam w związku z tym, że (mimo że miałam cichą nadzieję, że tak nie będzie) zasada pierwsza mojego przechodzenia na zdrowy tryb życia to jednak bedzie : 
                        jeść mniej 
Wychodzi na to, że będe musiała zjadać mniej więcej 1/3 tego, co dotychczas, jako że kobieta w moim wieku potrzebuje tak naprawdę około 1200 kcal dziennie. 
Przyjmuję do wiadomości. 
Jak to zrobić, to nie teraz. Jestem w ciężkim szoku i muszę dojść do siebie. 

30 grudnia 2010 
Znalazłam w sobie dość duzo strachu w sprawie odchudzania, a jest on związany z tym, że jak człowiek chudnie, to zazwyczaj najpierw chudnie tam, gdzie wcale nie chce. Obawiam się, że stracę swój biust, a na twarzy jak schudnę to zaczna mi się pojawiać zmarszczki. 
Trzeba cos na to wymysleć . 

31 grudnia 2010 
Waga to nie wszystko
… więc jeszcze parę liczb mnie opisujących.
lecę od dołu  
42cm
64cm
111cm
113cm
97cm
110cm
i juz mi nie jest tak wesoło jak parę linijek temu…  

31 grudnia 2010 
Załamałam się…
Ale może im więcej takich faktów stanie mi przed oczami tym większe samozaparcie będę miała, zeby cos  z tym zrobić?

31 grudnia 2010
To jak już taka szczera jestem ze sobą….
Nie pamiętam kiedy ostatnio się ruszałam …. wyjąwszy walenie w klawisze i klikanie myszą….

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Możliwość komentowania została zablokowana ze wzglądu na zawieszenie działalności tego bloga. Zapraszam na mój drugi blog Karkonosze moja miłość - wystarczy kliknąć w obrazek z tym tytułem po lewej stronie.

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.