wtorek, 16 stycznia 2018

Na pierwsze danie - przyjaźń

27.10.2009


Czy mieliście kiedyś takie wrażenie, że dookoła was jest cała masa osób, ale nikogo tak naprawdę nie ma? Znajomi, przyjaciele, bliscy, koledzy i koleżanki, panie i panowie, szanowni zgromadzeni! A gdzie w tym wszystkim jest miejsce na osobę?
Zacznijmy od definicji. Nie interesuje mnie ta dotycząca, kolegów, czy znajomych, interesuje mnie ta dotycząca przyjaciół. Kto to jest przyjaciel. Najczęstsze skojarzenie to chyba „prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie”. Jest słuszne.... chyba. Łatwo jest mówić o sobie, że jest się czyimś przyjacielem, kiedy życie kwitnie jak jabłonka wczesną wiosną i wszystko jest słodkie i pachnące. Tragicznie jest, jeśli przy pierwszym problemie, osobnik/osobniczka mieniąca się przyjacielem/przyjaciółką, zakłada kalosze i zmyka jak przed mrówkami faraona. To zdecydowanie nie jest przyjaźń.
Ale czy tak samo ostro należy osądzić kogoś, kto dał sobie radę w wielu sytuacjach, pomógł przy wielu problemach, ale w końcu już nie daje rady? Innymi słowy: czy przyjaciel ma prawo się poddać? Wyobraźmy sobie siebie w takiej sytuacji: latami przyjaźnimy się z kimś, kto wciąż wdeptuje w jakieś problemy. Najczęściej niestety, jako że życie jest chorobą pełną nawrotów, wdeptuje w takie same problemy. Nasze tłumaczenia nie pomagają. Jest płacz, zgrzytanie zębów, ataki histerii, obiecywanie sobie, że już nigdy więcej, a za jakiś czas ta sama polka – galopka. Szlag by świętego trafił. Mamy w tym momencie dwa wyjścia: albo będziemy bardziej święci od świętego i po raz kolejny wyciągniemy dłoń, albo się poddamy.
Decyzja taka nie należy do łatwych.
Wydaje mi się, że wiąże się ona z tym, jak ogólnie postrzegamy siebie jako osobę i jak widzimy ta przyjaźń. Osoba w stylu „matki Polki” , zawsze gotowa wziąć na siebie dowolny ciężar, będzie zapewne trwała do końca, swojego, albo swojej przyjaciółki. Mocna osobowość, dla której niemożność poradzenia sobie z jakimś problemem jest niezrozumiała, odwróci się w końcu plecami mamrocząc pod nosem „masz co chciałeś/łaś”.
Na tym polu minowym widzę jednak ścieżkę, która wydaje się prowadzić w dobrym kierunku. A kierunek ten to doprowadzić do tego, żeby osoba z problemami zaczęła sobie zdawać sprawę z tego, że mimo że ktoś koło niej jest i ją wspiera, to jednak musi sobie dać rade ze swoim problemem sama. Najwyraźniej nie chodzi przecież o wkręcenie śrubki, tylko o nieumiejętność nabywania doświadczenia i korzystania z niego w przyszłości. Będzie to w pewnym sensie postawienie własnej granicy” jestem przy Tobie, widzę Twój problem, ale już nie będę go za Ciebie rozwiązywać. Już nie”. W końcu w życiu jest cała masa różnych drzwi, można pokazać tej osobie różne opcje, ale to ona musi wybrać i przez nie przejść.
Piękna definicja, prawda? Ale co z tego, kiedy nadal marzy nam się taki przyjaciel, który zawsze pogłaszcze po głowie, zaparzy kolejna melisę i przenigdy nie skrytykuje, bo przecież kocha. Cóż, może niech to pozostanie w sferze marzeń. Nie oszukujmy się : przyjaciel, który przenigdy nie krytykuje albo nie zna nas w ogóle, albo mu w ogóle na nas nie zależy, albo .... pomaga nam trwać w naszych błędach. Zostawiłabym głaskanie po głowie, ale tylko w sensie dosłownym, z tej charakterystyki. No i oczywiście melisę.
Ciężko jest zostać opuszczonym przez przyjaciela. Wiem z własnego doświadczenia jak to boli. Teraz jednak często się zastanawiam, czy to nie było jedyne wyjście. Należałam właśnie do tych osób, którym popełnianie tych samych błędów przychodziło z naturalna łatwością. Pewnym  usprawiedliwieniem były tutaj moje  pokłady kompleksów, niskiej samooceny, zaszłości z dzieciństwa, przekonań, wmówionych schematów i tego wszystkiego, co składa się na dorosłego w momencie przekraczania progu dzieciństwa. Ale wiem to dopiero teraz. Na pewno nie wybrali sobie dobrego momentu na postawienie tej granicy, ale myślę, że właśnie ekstremalność sytuacji doprowadza w końcu do zastanowienia się nad tym, dokąd to zmierza. Ja zmierzałam od dłuższego czasu w stronę przepaści, budując sobie kolejny kawałek drogi na kolejnych doświadczeniach. Myślę, że już wiem, czemu odmówili mi swojego towarzystwa.
Wyłania się z tego kolejny problem. Oto ja, odbijam się od dna i wyskakuję jak korek na powierzchnię, żeby zaczerpnąć po raz pierwszy od dłuższego czasu świeżego powietrza. Rozglądam się z nadzieję wokół, kto mnie przywita. Nie wszyscy tu są. A więc płynę na poszukiwania tych, których brakuje. Chyba to boli jeszcze bardziej: dopływam, a tu drzwi zamknięte na kłódki, rygle i zasuwy. Pukam. Nic. Wracam ponownie. Wita mnie kartka: „Akwizytorom dziękujemy, mamy dość własnych problemów”.
Oto ja – sprzedawca problemów. Błąd – jaki sprzedawca – daję je za darmo, w pakiecie, z bonusami i gwarancją.
Dawałam.
Wierzę, że już nie daję.
Wiem, że nie.
Jednak tych dwoje drzwi pozostanie już zamknięte, chociażby z tej przyczyny, że ja już ich nie będę otwierać. Nie, nie obraziłam się. Po prostu : odpuszczam. Nasze drogi się rozeszły i widzę, że nie tylko z ich inicjatywy, ale z mojej przyczyny też. Oddziaływanie jest zawsze obustronne.
Nadal marzę o przyjaźni. Ale teraz zdrowej. Już nie chcę płakać, że przyjaciel nie ma dla mnie czasu danego dnia – już wiem, że mimo że spotyka się z kimś innym, nie znaczy to, że przestałam być jego/jej najlepsza przyjaciółką. Już wiem, że w przyjaźni trzeba czasem usłyszeć bolesną prawdę. Uczę się jak taką bolesną prawdę powiedzieć. Wiem, że nawet najbliżsi przyjaciele mogą mieć miejsca w duszy, do których się nawzajem nie wpuszczą. Że mogą czegoś odmówić. Po prostu – że są oddzielną jednostką, osobą, a nie syjamskim bratem lub siostrą.
Czy udało mi się stworzyć jakaś definicję? Chaos troszkę. Może posprzątam z lekka.
Przyjaciel mówi prawdę. Wspiera, ale nie żyje za Ciebie. Jest do Ciebie podobny, ale ma swoje odrębne cechy. Kocha Cię, ale nie bezwarunkowo – nie jest przecież twoją matką.

A Ty mu w tym wszystkim nie przeszkadzaj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Możliwość komentowania została zablokowana ze wzglądu na zawieszenie działalności tego bloga. Zapraszam na mój drugi blog Karkonosze moja miłość - wystarczy kliknąć w obrazek z tym tytułem po lewej stronie.

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.