sobota, 27 stycznia 2018

Zamek (12)


18.12.2010

Rozdział 12


Drzwi zaskrzypiały i Julia obejrzała się. Do pokoju weszła kobieta, niosąc jakieś ubrania.
-         Dzień dobry! Obudziłaś się nareszcie! - powiedziała z uśmiechem. - Przyniosłam Ci ubranie. Ubierz się, bo ktoś bardzo chce Cię zobaczyć!
-         Gdzie są moi rodzice? A moja siostra? Dlaczego jestem w zamku? Co się ze mną stało? Jak długo tu jestem? - Julia zarzuciła kobietę gradem pytań.
-         Spokojnie, nie denerwuj się tak. Wszystko będzie dobrze, ale ja nie mogę z Tobą rozmawiać. Zaraz przyjdą tu panowie, którzy Cię znaleźli i zaprowadzą Cię do... w pewne miejsce. To ważne, żebyś była spokojna, więc przyniosłam Ci coś na uspokojenie.
Bez ostrzeżenia kobieta wbiła Julii w ramię igłę i wcisnęła tłok strzykawki. Zabolało, ale Julia nie zdołała nic zrobić. Lekarstwo musiało być bardzo silne, usiadła ciężko, a właściwie upadła na łóżko. Nawet język miała sparaliżowany.
Do pokoju wszedł Henryk i Filip. Posadzili ją na wózku w pozycji półleżącej i wywieźli z pokoju.
Podróż korytarzami nie trwała długo. Julia znalazła się w niedużym pokoju bez okien, całkowicie pustym. Popatrzyła pytająco na mężczyzn, mówić na razie nie próbowała.
Mężczyźni popatrzyli na siebie, Henryk westchnął ciężko, a Filip odwrócił się i wyszedł z pokoju zamykając drzwi.
-         Posłuchaj – zaczął powoli. - To wszystko co Ci teraz powiem, a przede wszystkim to, co potem powie Ci ktoś, kto jest przyczyną wszystkich tych wydarzeń, będzie dla Ciebie na pewno bardzo dziwne, może nawet nie do uwierzenia. Niektóre elementy mogą nawet być przerażające, dlatego dostałaś dość silne środki uspokajające. Słuchaj spokojnie wszystkiego, koncentruj się na sobie, a wszystko będzie dobrze. Za chwilę powinnaś też być już w stanie mówić. Jeśli mnie słyszysz i rozumiesz, mrugnij, dobrze?
Julia mrugnęła posłusznie. Była oszołomiona, ale co dziwne, nie tym lekiem, tylko tym, co się działo, a jej umysł pracował normalnie.
-         Ja za chwilę wyjdę z tego pokoju, a wtedy porozmawia  z Tobą właściwa, najważniejsza osoba. Nie będziesz jej widzieć, ale nie bój się. Jeśli chcesz, możesz sobie wyobrażać, że ten ktoś jest w sąsiednim pokoju ale nie chce, żebyś go widziała...
-         Jeśli chcę? - wymamrotała Julia. - A jaka jest prawda?
Henryka najwyraźniej zamurowało.
-         A więc już możesz mówić.... dobrze, to ja wychodzę...
-         Najwyższy czas! - odezwał się nagle głos i Julia drgnęła. Dochodził nie wiadomo skąd, jakby ze ścian, wszędzie dookoła. - Nie mogę już słuchać, co oplatasz tej dziewczynie. Mówiłem Ci, że jest lepsza od Ciebie, a Ty ją traktujesz jak niedorozwiniętą. Wynoś się!
Ku zdziwieniu Julii, Henryk zniknął natychmiast i bez słowa, zamykając za sobą drzwi.
-         Kim jesteś? Gdzie jesteś?....- Julia wybuchnęła potokiem pytań, ale głos przerwał jej.
-         Poczekaj, dziewczyno. Spokojnie. Wszystkiego się dowiesz. Powiedz mi, jak Ci się podoba taka propozycja: ja najpierw Ci opowiem wszystko, a potem, jeśli uznasz, że jeszcze czegoś nie wiesz, będziesz zadawać pytania. Ok?
Julia pokiwała głową.


                                               *          *          *


                                   CZTERY        LATA PÓŹNIEJ

-         Robercie? Jesteś już w domu? Robercie?!
-         Tak, jestem w kuchni, Sylwio. A co się stało?
-         Zobacz, co przyszło w poczcie. Zaproszenie na darmową wycieczkę, mamy apartament w hotelu na dwie noce, wyżywienie oraz darmowy wstęp na imprezę na zamku.
-         Gdzie to jest? - Robert wziął z rąk żony zaproszenie.
Kiedy zobaczył nazwę miejscowości, usiadł powoli na fotelu. Jego żona, bardzo blada, przysiadła obok.
-         Co to może znaczyć? - zapytał.
-         Nie wiem. Może tylko to, co jest napisane, że zostaliśmy wylosowani wśród klientów z ostatnich pięciu lat, że to nowa tradycja na zamku..... i może też, że wszystko poszło dobrze.
-         Chcesz tam jechać?
-         Czemu nie?
-         Wiesz, ja czasem mam wciąż takie myśli....
-         Robercie, przestań. Rozważaliśmy to dokładnie cztery lata temu. Nie ma sensu do tego wracać. A wyjazd tam będzie najlepszym sposobem na zamknięcie całej sprawy.
-         Nie niepokoi Cię fakt, że postarali się, żeby nas znaleźć, mimo że przeprowadziliśmy się w inny koniec kraju?
-         Nie. Od czego mają menedżerów itp, co? Za to mają płacone!
-         No dobrze już. To za dwa tygodnie. Jutro poproszę szefa o dwa dni urlopu. Spokojnie się spakujemy, a drugi dzień wezmę po, to odpoczniemy po podróży.
-         Świetnie.


                                                           *          *          *


                                   DWA TYGODNIE PÓŹNIEJ

- Witam państwa w podziemiach naszego zamku. Po urokach sal na górze mogą się one wydać państwu mniej atrakcyjne, ale mimo wszystko zachęcam do zwiedzania,   zwłaszcza, że niektórzy z państwa tej części zamku nie widzieli nigdy. Te podziemia to właściwie ciąg korytarzy i lochów dla skazańców. Ze względu na małe rozmiary sal i korytarzy zabieramy ze sobą tylko małe grupy, ale i tak większość będą państwo zwiedzać sami. Wszędzie są strzałki pokazujące kierunek zwiedzania oraz tabliczki z opisem sal i z opowieściami z nimi związanymi. Miejsca nie przeznaczone do zwiedzania są zamknięte, więc nie powinni się państwo zgubić. Na wszelki wypadek jestem jeszcze tutaj ja, który mam za zadanie dopilnować, żeby każdy dotarł do końca drogi. Zapraszam do zwiedzania, chodźmy.
Przeszli długi korytarz i znaleźli się w sali pełnej naczyń poukładanych na stołach, podłodze i w niszach w ścianach. jak przeczytali na tabliczce, naczynia należały do więźniów, którzy tutaj zakończyli życie.
Jakoś nie mieli ochoty tego oglądać.
- Słuchaj, tu nie ma wyjścia korytarzem – zorientowała się Sylwia. – Czyżbyśmy mieli wyjść przez jedne z tych drzwi?
- Przewodnik mówił, że to, co nie służy do zwiedzania jest zamknięte – przypomniał Robert. – Musimy tylko sprawdzić, które drzwi są otwarte. Ja jedne, ty drugie.
Podeszli do drzwi i oboje jednocześnie nacisnęli klamki.
Drzwi otworzyły się.
Jedne.
I drugie.
- Co teraz?
- Zajrzyjmy do środka. Jeśli gdzieś są strzałki, to jest właściwa droga.
Sylwia popchnęła drzwi i dała dwa kroki do przodu. Korytarz był oświetlony, podobny do wszystkich innych. Nie było żadnych strzałek. Nie? Zaraz, a co to jest tam na ścianie?
Robert dał jeszcze dwa kroki do przodu.
Zdążył pomyśleć, że to nie jest strzałka, kiedy za sobą usłyszał huk zamykających się drzwi. Światło zgasło.
Sylwia podskoczyła i natychmiast wróciła do drzwi.
Popchnęła je.
Ani drgnęły.
Popchnął je jeszcze raz. Dalej nic.
Gorzej.
To już nie były drzwi. Wymacał tylko jednolity mur, ani śladu klamki czy zawiasów.
Był sam.
Sylwia zaczęła krzyczeć.


                                  



-         Zadowolona?
-         Zaczynam być. Ale to dopiero początek.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Możliwość komentowania została zablokowana ze wzglądu na zawieszenie działalności tego bloga. Zapraszam na mój drugi blog Karkonosze moja miłość - wystarczy kliknąć w obrazek z tym tytułem po lewej stronie.

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.