sobota, 27 stycznia 2018

Żona, siostra czy kochanka


11.09.2010

Sem, Arpachszad, Szelach, Eber, Peleg, Reu, Serug, Nachor, Terach no i wreszcie Abram, ze swoimi braćmi Nachorem i Haranem. Haran niestety zmarł, zostawiając swego syna Lota i córkę Milkę na pastwę życia. Abram i Nachor pożenili się, przy czym Nachor ożenił się właśnie z Milką... może nie będę tego już komentować.... Abram za to wziął sobie za żonę Saraj, o której nie wiemy, skąd się wzięła, ale za to wiemy, że była niepłodna. Terach, ojciec i dziadek tego całego towarzystwa, wziął ze sobą Abrama, Saraj i Lota i poszedł szukać szczęścia w ziemi Kanaan, w Charanie. Może lepiej byłoby zabrać ze sobą Nachora?
Abram zajmuje swoimi dziejami całkiem dużo Księgi Rodzaju. Bóg najwyraźniej pokładał w nim duże nadzieje, przemówił bowiem do niego w Charanie i kazał mu iść do ziemi, którą mu wskaże , obiecał mu błogosławieństwa, a także, że uczyni z niego wielki naród. Ale dodał też „okaż się błogosławieństwem”, więc wymagał od niego spełnienia oczekiwań. Na początku było całkiem nieźle, Abram spokojnie przeszedł przez kawał Kanaanu aż do Szechem, otrzymał potwierdzenie od Jehowy, że tu ma się osiedlić, bo ziemia ta będzie własnością jego potomków. Nawiasem mówiąc, czemu nie jego? Mam na ten temat pewna teorię. Bóg już widział, że Abram nie do końca jest tym ideałem, za jakiego chciałby go uważać, więc ziemię tę obiecał dopiero jego potomkom – kara musi być. W każdym razie, po kolejnej przeprowadzce, tym razem do okolic Betel, Abram zbudował ołtarz dla Jehowy i „tam wzywał imienia jego”. Co Bóg mu powiedział, Biblia nie mówi, nie wspomina nawet, żeby mu odpowiedział. Coś mi się wydaje, że Abram wyszedł przed orkiestrę i zamiast czekać aż Bóg się do niego odezwie, zaczął sam go wołać. A jest powiedziane „nie będziesz wzywał imienia pana Boga twego nadaremno”. Głupi Abramie, cóżeś uczynił? Przez ciebie na tym terenie klęska głodu zapanowała i ciągnąłeś za sobą plagi, gdziekolwiek poszedłeś.
Bóg najwyraźniej po tym występku przestał się odzywać do Abrama. A ten, uciekając przed głodem, poszedł do Egiptu i tu dał kolejny popis swojej głupoty. Kazał swojej żonie mówić, że jest jego siostrą. Bał się, ze Egipcjanie jak ją zobaczą, taką piękną, to go zabiją. Dobrze by zrobili. Przez niego jego własna żona poszła do domu faraona jako jego kochanka. Jak w brazylijskim serialu. A Abram sobie korzystał, miał owce, bydło, osły, służących, opływał jak pączek w maśle. Jehowa był na niego tak wściekły, że już nawet nie chciał z nim gadać na tyle, żeby powiedzieć mu „co robisz, idioto?”. Postanowił się dogadać z nieco mądrzejszym osobnikiem, czyli z faraonem. Ale jak to zrobić, przecież nie będzie gadał z niewiernym? No dobrze, to poślemy plagi na Egipcjan, jak mają choć trochę oleju w głowie, to będą wiedzieć,  o co chodzi, a jak nie – mała strata, i tak się niemoralnie prowadzą.
Na swoje szczęście – domyślili się. Jak to ładnie napisano w Biblii „odprowadzili go wraz z żoną i wszystkim co miał”, czytaj : wywalili go na zbitą twarz. No to poszedł rozrabiać dalej, do Negebu. Taszczył ze sobą całe to złoto i srebro, które oszustwem zdobył na Egipcjanach i znów zaczął wzywać imienia Jehowy. Żadnej poprawy, żadnej skruchy, żadnego zadośćuczynienia. Nic dziwnego, że jak mówi Biblia „nie mogła ich znieść ona ziemia”, jakby Bóg był z nimi, to ziemia spokojnie utrzymałaby nawet tak dużą liczbę ludzi. A tak – nowa kłótnia. Wtedy o siostrę, znaczy żonę, znaczy kochankę, teraz pożarli się we własnym kółku o ziemię. No to Lot poszedł na wschód i zajął Okręg Jordanu, a Abram zajął ziemię Kanaan. Coś jednak musiało drgnąć w duszy i sercu Abrama, co Bóg dojrzał i powtórzył swoja obietnicę, że potomkowie Abrama dostaną tę właśnie ziemię, ale tym razem dodał też do tej obietnicy samego Abrama: „tobie i twemu potomstwu”. A słowo ciałem się stało i Abram, nabrawszy wreszcie rozumu, obszedł swoja ziemię jak Bóg mu kazał, a także zbudował Jehowie ołtarz między wielkimi drzewami Mamre gdzie mieszkał, ale już imienia Jehowy nie wzywał. Pogodził się też ze swoim bratem i uwolnił go z niewoli, w którą ten wpadł, biedna ofiara wielkiego konfliktu, którego nawet nie będę tu próbowała opisać. Jak zawsze w takich sytuacjach, gdzieś tam na górze u szczytów władzy wieje wiatr, a najbardziej miota maluczkimi. Wojna była słuszna, zły Kedorlaomer został pokonany, Lot uwolniony, majątek odzyskany, a Abram dostał błogosławieństwo od Melchizedeka, króla Salem, który najwyraźniej patrząc na to, co się dzieje, uwierzył w Boga Abrama i został jego kapłanem. Co tu może oznaczać słowo „kapłan”? Nie jest możliwe, żeby chodziło to znaczenie, w którym jest używane to słowo dziś, czyli „osoby, która spełnia w imieniu wspólnoty funkcje kultowe i rytualne i pełni rolę przynajmniej częściowego pośrednika między Bogiem a ludźmi”. Abram sam rozmawiał z Bogiem, pośredników nie potrzebował. Myślę, że chodzi po prostu o to, ze Melchizedek uwierzył w Boga Abrama i podziękował (pobłogosławił) za zwycięstwo i uwolnienie od ciemięzców. Abram zmądrzał nawet na tyle, że nie przyjął od króla Sodomy żadnych bogactw, które ten mu ofiarował. Najwyraźniej naprawdę wyciągnął wnioski ze swojego postępowania.
To się Bogu bardzo spodobało, powiedział do niego piękne słowa „Nie bój się , Abramie. Jestem dla Ciebie tarczą. Twoja nagroda będzie bardzo wielka.” Abram oczywiście zaczął znów marudzić, że żonę ma bezpłodną, że nie wie po czym ma poznać, kiedy posiądzie tą ziemię obiecaną przez Jehowę... Bóg się w końcu wkurzył, że znów musi tłumaczyć mu rzeczy oczywiste i postanowił zająć ten prosty umysł innymi sprawami. Kazał mu położyć trupy zwierzęce, niektóre rozcięte na pół, i ich pilnować. Oczywiście zleciała się masa padlinożernych ptaków i na tym zajmującym zajęciu odpędzania ich od zewłoków zszedł Abramowi cały dzień, a zmęczył się tak, że w końcu usnął. Wtedy wreszcie, kiedy Abram razem z ptakami odpędził też swoje myśli, Jehowa mógł przejść do sedna sprawy i zawrzeć z nim przymierze.
„Wiedz o tym dobrze, iż twoi potomkowie będą przebywać jako przybysze w kraju, który nie będzie ich krajem, i przez czterysta lat będą tam ciemiężeni jako niewolnicy; aż wreszcie ześlę zasłużoną karę na ten naród, którego będą niewolnikami, po czym oni wyjdą z wielkim dobytkiem. Ale ty odejdziesz do twych przodków w pokoju, w późnej starości zejdziesz do grobu. Twoi potomkowie powrócą tu dopiero w czwartym pokoleniu, gdy już dopełni się miara niegodziwości Amorytów. [...] Potomstwu twemu daję ten kraj, od Rzeki Egipskiej aż do rzeki wielkiej, rzeki Eufrat, wraz z Kenitami, Kenizytami, Kadmonitami,Chetytami, Peryzzytami, Refaitami, Amorytami, Kananejczykami, Girgaszytami i Jebusytami.”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Możliwość komentowania została zablokowana ze wzglądu na zawieszenie działalności tego bloga. Zapraszam na mój drugi blog Karkonosze moja miłość - wystarczy kliknąć w obrazek z tym tytułem po lewej stronie.

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.