niedziela, 21 stycznia 2018

Sezon na słoiki


14.07.2010


Ludzkość jest już podzielona na wiele sposobów, ale latem zawsze przychodzi mi na myśl, że powinni być podzieleni na robiących przetwory i nie robiących przetworów. Te dwie grupy nie toczą ze sobą może tak regularnych bitew jak kibice niektórych drużyn piłkarskich (nie będziemy pokazywać palcami których), ale za to jedni drugich regularnie wyśmiewają.
Przetworowcy ruszają do ataku wraz z truskawkami. Konfitury, dżemy, powidła, syropy, soki, w zalewie, w cukrze, w całosci, w kawałkach.... Przeciętny śmiertelnik nie ma pojęcia jaka jest różnica między  konfiturą a powidłami, kojarzy najwyżej, że konfitura to do herbaty, jak mawiała babcia.Według przetworowców różnica jest oczywista: konfitura to owoce w syropie, a dziem to owoce gotowane w cukrze, wyjaśnią, robiąc wielkie oczy. A propos, czy wiecie, że marchewka to owoc? Przynajmniej dla Portugalczyków, którzy robią z niej dżem. Dżem w ogóle jest dość kłopotliwy dla Unii, bo przez niego musiała uznać, że ogórki i słodkie ziemniaki to owoce. Ale czego sie nie robi dla jedności.
Bezprzetworowcy nie rozumieją zupełnie tego pędu do zapełnionej własnoręcznie spiżarni. Owszem, pojeść można, ale babrać się w soku, obierać, pestkować? Brrrr....Są i tacy, którzy chętnie zapełniają spiżarnię cudzymi przetworami. Moja koleżanka Anka chodzi latem chętnie w gości, z zaskoczenia oczywiście, i jeśli napotka panią domu nad garnkiem z powidłami rozpoczyna marudzenie, a robi to tak zręcznie, że zostaje obdarowana kolejnymi słoiczkami. Czasem zastanawiam się, dlaczego pracowite gospodynie nie wyrzucają jej po prostu z hukiem za drzwi za przejadanie owoców ich pracy. Ale ostatnio przyszło mi do głowy pewne przypuszczenie, po tym jak na forum przetworowców przeczytałam, że mają problem kto pozjada przetwory, które zostały im z zeszłego roku. Może Anka służy im po prostu za rynek zbytu? Towar z lekka już przeterminowany, a nowa partia w produkcji, więc pozbywają się go ze śpiewem na ustach.

Najbardziej zatwardziali bezprzetworowcy mają w przetworowcach doskonały temat do żartów. Padają pytania typu „ile ton marchewki już przetworzyłaś?”, albo „czy jeszcze pamietasz, że twoja córka nie ma na imię gruszka?”. Stwierdzenia „pojechałabyś zamiast tego na urlop” to najłagodniejsze z całego repertuaru. Nie da się ukryć, że wśród przetworowców są i tacy, którzy wstają bladym świtem i do późnej nocy szorują słoiki, marynuja, zalewają, kiszą, miksują itd,  a nawet wstają wielokrotnie w nocy, żeby zamieszać gotujące się powidła. Przypomina się starodawny przepis „wbić do dzieży kope jaj i postawić dziewkę, niech uciera z cukrem”. Tylko gdzie te wielopokoleniowe rodziny, które to potem konsumowały? Przesada w ilości czasu spędzonego nad słoikiem nie jest zdrowa, jak każda inna zresztą.
Są jeszcze tacy przerworowcy, którzy nie dość, że WSZYSTKO na zimę robią sami, to jeszcze z własnych zbiorów. Tacy żyją tak w zgodzie z natura, że dyktuje im ona, co mają jeść. Urodzaj na ogórki? Cały rok jemy ogórki: pikle, korniszony, kiszone, kwaszone, sałatka, przecier na ogórkową, konserwowe. Obrodziła dynia? Jemy marynowaną, duszoną w pomidorach, przecieraną, z goździkami, z miodem, w zalewie. Taka Bożena na przykład. Wraca z pracy, a potem taczka i do pola! Zwozi te wszystkie dary natury, aż się za nią kurzy, a potem do nocy: halo, tu przetwórnia owocowo-warzywna „Twój słoik”, po marchewkę wciśnij jedynkę, po śliwki wciśnij dwójkę, po cukinię... Jak w tym odcinku kreskówki „Sąsiedzi”, kiedy zajęli się uprawą i przeróbką dyni. 

Czy może pomysleliscie już, że macie przed sobą bezprzetworowca? Otóż jesteście w błędzie. Ja też co roku dostaję mrowienia w dłoniach, kiedy zbliża się pora na działanie. Kompoty, dżemy, kiszone ogórki, musy do ciasta, soki, duszone warzywa, marynaty, sałatki. Nie szaleję może aż tak bardzo jak inni, ale każda wizyta na targu potrafi natchnąć mnie pomysłem na kolejne warzywo, którego smak można byłoby przechować na zime. A przepisów nie brakuje, jak nie spodoba Wam się nic na rozlicznych stronach internetowych, to zawsze można poprosic o sprawdzony przepis kogoś na forum. A jakie tam są pomysły! Buraczki z kapusta, wiśnie w syropie, pomidory całe w oliwie...Wizyta na forum ma dla mnie jeszcze jedną zaletę: widzę, że inni mają wiekszego fioła ode mnie. Jak czytam, że ktoś sam robi na zimę musztardę...
Obecnie jesteśmy na etapie grzybów. Tylko że jest ich niestety niewiele, przynajmniej na razie. A może na szczęscie. Mam wuja. który twierdzi, że wszystkie grzyby są jadalne i zbiera olszówki, surojadki, kozie brody i inne paskudztwa, a potem utrwala to w marynacie. Powinien je nazywać „grzypki w marynacie”, jak w opowiadaniu Olgi Tokarczuk „Przetwory na życie”. Dlatego należy być ostrożnym przy spożywaniu ze słoika czegokolwiek, czego nie włozylismy tam uprzednio sami. I nie chodzi mi tylko o podarunki od innych ludzi, nadgryzione zębem czasu, z datą przygotowania starannie „przypadkowo” rozmazaną. Wśród znajomych krążą opowieści o dżemie zbieranym z podłogi w przetwórni łopatą przez pana w brudnych gumiakach i nieważne, że są  to opowieści z czasów głębokiej komuny, uraz zostaje. A mój były znalazł kiedyś w internecie ogłoszenie o sprzedaży używanej kaszy....

Zarówno ci, którzy przetwory robią, jak i ci, którzy się tym nigdy nie pokalali, mają swoje argumenty. Jedna strona mówi, że strata czasu, a wszystkie prawie warzywa można teraz kupić przez cały rok. Druga strona podkreśla, że własne przetwory są tańsze i zdrowsze. Argumenty argumentami, a z przetworami jak z każdą inną rzeczą: mogą być po prostu hobby.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Możliwość komentowania została zablokowana ze wzglądu na zawieszenie działalności tego bloga. Zapraszam na mój drugi blog Karkonosze moja miłość - wystarczy kliknąć w obrazek z tym tytułem po lewej stronie.

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.