niedziela, 28 stycznia 2018

Zamek (13)

19.12.2010

Rozdział 13.


Robert nie bardzo pamiętał, co się stało. Kiedy drzwi się za nim zatrzasnęły i zgasło światło próbował je otworzyć, ale stało się coś, w co nigdy by nie uwierzył, gdyby sam tego nie przeżył. Drzwi się wtopiły w mur. Nie było klamki, zamka, nawet najmniejszej szczeliny. A potem poczuł uderzenie w głowę i koniec. Następną rzeczą było już to w czym tkwił teraz.
Był w dość dużej sali, w której stały cztery łóżka. Leżeli na nich ludzie, których rozpoznawał z wycieczki i jedna kobieta, której nie poznawał. Wystawały z nich rurki, które potem niknęły w ścianach pomieszczenia. Nieznajoma kobieta była bardzo wychudzona, pod prześcieradłem widać było wystające kości. Jakby ... wyssana, to było to słowo, które przychodziło mu do głowy, kiedy na nią patrzył. Rurki nasuwały to skojarzenie. Pomiędzy łóżkami były jeszcze cztery stanowiska, jak je nazywał, a on tkwił w jednym z nich. Dwa były też zajęte, a jedno wolne. Stanowiska składały się z zestawu obręczy i łańcuchów, które przytrzymywały ich na miejscu, ciasno przy ścianie.
Od czasu do czasu ktoś do nich zaglądał, ale poza tym nic się nie działo. Na początku wszyscy „nowi” rozmawiali, planowali wydostanie się stąd, krzyczeli o pomoc, kłócili się. „Starzy” tkwili nieruchomo przy ścianie i w łóżku. Nowo przybyłych doprowadzało to do szału, ale po pewnym czasie sami zaczęli się tak zachowywać. Robert zresztą też. Nie wiedział, co się dzieje, wszystko było mu obojętne, niepokoiła go tylko myśl o Sylwii. Co się z nią stało? Rozmyślał też dużo nad tym co się dzieje z nimi, ale na myśleniu się kończyło. Na działanie nie starczało już energii. Podejrzewał, że w powietrzu są jakieś środki uspokajające. Nie miał pojęcia, jaki jest dzień, ani która godzina. Nie dokuczał mu głód ani pragnienie, nic nie bolało. Tylko myśli nie dawały mu spokoju.
Wyglądało to tak, jakby zostali tu zostawieni, żeby zwariować.


                                               *          *          *


Sylwia myślała gorączkowo, jednocześnie walcząc z ogarniającą ją paniką. Drzwi nie mogły przecież tak sobie zniknąć! I dlaczego jest tak ciemno? Postanowiła na razie myśleć, że wysiadło światło i dlatego również drzwi się niekontrolowanie zamknęły. Przekonała samą siebie, że w panice musiała macać nie tę ścianę i dlatego wydało jej się, że drzwi zniknęły. Wyciągnęła ręce na boki i zrobiła najpierw krok w lewo....

                                               *          *          *


                                         SZEŚĆ GODZIN PÓŹNIEJ
Postanowiła liczyć sobie do sześćdziesięciu, aby mieć jakąkolwiek orientację w upływającym czasie. Kiedy przeliczyła tak już dwadzieścia razy, poczuła, że coś przesuwa się po jej głowie. Zdusiła krzyk, skuliła się, ale nie oderwała ręki od ściany. Po chwili powoli wyciągnęła lewą rękę w górę.
To co otarło się o jej głowę, to był sufit. Korytarz zniżył się gwałtownie. Sylwia powoli wyciągnęła rękę w lewo. Ściana była tuż koło jej ramienia. A więc korytarz się również zwężył. To nie wróżyło niczego dobrego i raczej na pewno nie był to właściwy kierunek, ale postanowiła iść naprzód.
Zdążyła znów kilkanaście razy odliczyć minutę, kiedy zauważyła, że podłoga nie jest już tak równa jak przedtem. To samo wyczuwała pod dłonią, którą dotykała ściany, i pod  lawą dłonią, którą zdecydowała się przesuwać po suficie, żeby wiedzieć, jak bardzo ma się zgarbić. Pod stopami zaczęły się pojawiać kamienie, najpierw pojedyncze, o które się potykała, potem coraz więcej, aż w końcu zaczęła stąpać po warstwie gruzu. Julia stwierdziła, że ten korytarz chyba się stopniowo zawala i do innych lęków dołączył ten przed zasypaniem.
Pochylała się coraz niżej. Nagle z całej siły uderzyła w coś czołem.

                                    *          *          *


                                   DZIESIĘĆ GODZIN PÓŹNIEJ
Powoli, wciąż opanowując jeszcze ataki strachu, Sylwia posuwała się do przodu. Kolana i łokcie bolały już od ciągłego opierania się na nich. I była głodna i spragniona. Cały czas dręczyły ją różne pytania, z których najważniejsze było to, co się stało z Robertem. I dlaczego jej nikt nie szuka.
Poczołgała się może jeszcze z pięć minut, kiedy wydało jej się, że ciemność nie jest już taka gęsta. Zatrzymała się. Podniosła rękę i przysunęła ją do twarzy. Tak, widziała swoja dłoń!
Przyspieszyła czołganie.
Ciemność rozjaśniała się powoli. Świeże powietrze odurzało. Widziała nawet ściany i podłogę. Ale dlaczego nie ma słońca?
-         Bo jest noc, głupia babo. - powiedziała sama do siebie na głos i w tym momencie dotarła do końca korytarza.
Na końcu korytarza tkwiła solidna, żelazna krata.
A na niebie nie było nawet gwiazd.


                                               *          *          *


                                   DWA I PÓŁ DNIA PÓŹNIEJ
Pod wieczór stwierdziła, że nie ma tu już dłużej po co siedzieć. Przez dwa dni nikt się nie pojawił, nie miała nadziei, że to się zmieni w ciągu najbliższych dni. Tygodni. Miesięcy. Postanowiła ruszyć korytarzem w głąb zamku, dotrzeć do ludzi, wyjścia lub do innego „okna”. Takiego, gdzie będzie miała szansę wołać o pomoc, albo kratę będzie można wykopać z tego obrzydłego zamku.
-         W życiu już nie wejdę do żadnego zamku – powiedziała na głos.
Zanosiło się znów na burze, a więc była szansa się napić. Może umyć, gdyby bardziej popadało. A potem czas w drogę. Przynajmniej nie będzie szkoda, że nie widać już nieba, bo będzie noc.
Sylwia wyprostowała ręce, przeciągnęła się i zaczęła rozprostowywać nogi.
Coś ciągnęło się za nią, kiedy zaczęła poruszać nogami.
-         Zdrętwiałam – pomyślała najpierw.
Wyciągnęła nogi i wtedy zauważyła, że w kilku miejscach ma zupełnie przetarte spodnie i mocno zniszczone buty.
To w tych miejscach coś się tak ciągnęło.
Sylwia poczuła, jak podnoszą się jej włosy na głowie za strachu. Wyglądało to jakby jej ciało zaczęło się rozpuszczać. Tam, gdzie materiał przetarł się zupełnie, miała zniszczoną skórę na nogach. Jakaś maź ciągnęła się za nią, znacząc na podłodze ślady przesuwania się jej nóg.
Sylwia zaczęła krzyczeć.

                        *                      *                      *

-         A teraz zadowolona?
-         Mmm, tak. A niedługo będę jeszcze bardziej zadowolona.
-         Dla Ciebie wszystko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Możliwość komentowania została zablokowana ze wzglądu na zawieszenie działalności tego bloga. Zapraszam na mój drugi blog Karkonosze moja miłość - wystarczy kliknąć w obrazek z tym tytułem po lewej stronie.

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.